środa, 28 września 2011

Pizzowe muffinki z pepperoni

Na ten przepis trafiłam przypadkiem szperając w internecie. Przepis pochodzi z blogu Cassie Craves.
Pizza w formie muffinów?! Pomyślałam. Czemu nie!
Następnego dnia zaopatrzyłam się w składniki i wzięłam do roboty.
Próbuję znaleźć jakieś minusy tego wynalazku, ale nic mi nie przychodzi do głowy.
A zalety...:
1. Przygotowanie masy na muffinki zajmuje bardzo mało czasu,
2. Pieczenie: to tylko 20-25 minut,
3. Składniki ogólnodostepne,
4. Bardzo orygnialne, napewno zaskoczą Waszych Gości,
5. Szybo znikają ze stołu.
6. Naprawdę smaczne!

Z przepisu, który przedstawiam poniżej powstanie 12 sztuk muffinków.



Składniki:

- 3/4 szklanki mąki
- 3/4 łyżki proszku do pieczenia
- łyżka przypraw włoskich
- szczypta soli
- 3/4 szklanki mleka
- 1 jajko
- 1 szklanka startej mozzarelli
- 1/4 szklanki startego parmezanu
- 1 szklanka kiełbasy pepperoni, pokrojonej w paski lub kostkę
- 1/2 szklanki sosu włoskiego (ja użyłam sosu do pizzy)

W misce wymieszać mąkę, proszek do pieczenia, zioła włoskie, sól. Dodać mleko i jajko. Następnie wsypać oba gatunki sera i pepperoni. Pozostawić w misce na 10 minut. W tym czasie nagrzać piekarnik do temperatury 200 stopni. Foremki na muffinki wysmarować tłuszczem.
Ciasto łyżką wykładać do muffinów (do 3/4 wysokości formy). Piec ok 20-25 minut, do zarumienienia. Uwaga: wierzch się mocno rumieni, sugeruje przykryć folią aluminiową.
Podawać z sosem włoskim.

Córcia nie mogła się doczekać końca sesji zdjęciowej muffinów i liznęła sobie troszkę sosiku...




... muffinki również jej smakowały, ale ponieważ pepperoni jest dosyć ostre to co chwilę wołała: Mama piciu :)


Smacznego!
M.

poniedziałek, 26 września 2011

Stolik...

Jakiś czas temu pisałam, że jestem w trakcie przerabiania tzw. europalety na stolik kawowy. Wiem, że od tamtego wpisu trochę czasu minęło, ale po drodze wpadało dużo innych rzeczy do zrobienia, między innymi byłam też na urolpie, i tak to się wszystko rozciągnęło w czasie.
Ale stolik jest zrobiony, stoi już u mnie w domku i dumnie się prezentuje tuż przed sofami, jak również bardzo dobrze znosi wszystkie stuknięcia i puknięcia stawianych na nim szklanek, kubków czy talerzyków.


Tak jak napisałam stolik przerobiony jest z europalety, dokładnie takiej jaką widać na poniższym zdjęciu.Pierwotnie zastanawiałam się nad tym, czy by jej nie postawić ot tak, bez żadnego przerabiania, ale było kilka "ALE". Niestety paleta była za niska, w stosunku do moich kanap i nie wyglądało to zbyt dobrze, nie wspominając już o tym, że było by nie wygodnie korzystać z niej jako stolika.


Po drugie była odrobinkę za duża, mój salon nie jest taki wielki i nie chciałam go zagracać, bardzo lubię przestrzeń i swobodne poruszanie się po mieszkaniu. Potrzebowałam mały stolik, dosłownie taki, żeby można było na nim postawić kubek z herbatą. A po trzecie, mój mąż stwierdził, że są w nim zbyt duże szpary, i wszystko będzie mu tam wpadać, przewracać się i wylewać......Niestety nie udało mi się go przekonać, że wystarczy patrzeć jak się coś odstawia, ale ze szpar nie zrezygnowałam, bo strasznie mi się one podobają i zawsze marzył mi się stolik w takim stylu. Obiecałam tylko, że szpary będą mniejsze, tak żeby faktycznie zminimalizować ryzyko przewrócenia się kubka.
Paletę zawiozłam do mojego kochanego taty, najlepszego wykonawcy moich pomysłów i projektów. Naszkicowałam projekt stolika, i zostawiałm moją zdobytą europaletę w najlepszych rękach.


Uznaliśmy obydwoje z tatą, że najfajniej blat z desek, będzie wyglądał na grubych klockach z drewna. Stolik miał mieć prostą formę, 33 cm wysokości i szpary....tylko trochę mniejsze niż pierwotnie miała europaleta.


Gdy odebrałam stolik prezentował się tak jak na poniższym zdjęciu. Jeszcze nie pomalowany wyglądał świetnie. Tata jak zwykle wykonał kawał dobrej roboty.


Nogi od stolika są świetnie dopasowane, surowe drewno z widocznymi słojami, gdzie-nie-gdzie popękane, poprostu super!!!



Tata swoją pracę wykonał świetnie, teraz nadszedł czas żebym i ja trochę popracowała. Najpierw wygładziłam stolik papierem ściernym, tak żeby był gładki i żeby nikomu nie weszła żadna drzazga w palucha. Następnie przyszedł czas na położenie bejcy. Wybrałam bejcę w kolorze białym, stolik pomalowałam trzykrotnie, po czym znowu przetarłam drobnym papierem ściernym, tak żeby uzyskać efekt lekkiej przecierki, takiego bielonego drewna. Na sam koniec polakierowałam go matowym, bezbarwnym lakierem. Przede wszystkim chodziło mi o to, żeby łatwo go można było utrzymać w czystości, i w razie rozlania jakiejkolwiek cieczy, żeby nie przyjmował plam.



Po tych wszystkich zabiegach....... mam go!!! Stolik kawowy..... teraz mogę zrobić sobie kawkę usiąść na kanapie, zagłębić się w lekturze "Kompendium IDEALNE WNĘTRZA", popijać cappuccino i odstawiać je nie na podłogę, ale na przecudnej urody stoliczek. Nie odbierzcie tego źle, na codzień staram się być skromna, ale tym razem jestem dumna z tego co z tatą zrobiliśy. Stolik naprawdę bardzo mi się podoba, wyszedł dokładnie tak jak chciałam.



I znów wielkie podziękowania dla taty, bo sama bym sobie nie poradziła z przycięciem desek, wydłubaniem z nich tych gwoździ i wielkich zszywek, oraz ze zbiciem ich na nowo tak aby szpary były ciut mniejsze. Tatku wielkie, wielkie dzięki!!!A tak prezentuje się stolik w całej okazałości. W przyszłości chciałabym ustawić pod nim płaski wiklinowy kosz i trzymać w nim przytulne, mięsiste, ciepłe koce, tak aby można było się nimi okryć w chłodne dni, a także wciśnięte gdzieś obok wnętrzarskie gazety....Pozdrawiam,



A.

niedziela, 25 września 2011

Placek ze śliwkami i kruszonką

Jak tylko pojawiają się śliwki to od razu zabieram się za moje ulubione ciasta śliwkowe.
Kwaśne śliwki w połączeniu ze słodkim ciastem oraz nutą cynamonu powodują, że ciasto znika w tempie ekspresowym.
Na specjalne zamówienie męża!





Składniki:

- 400 g mąki pszennej
- 4 płaskie łyżki mąki ziemniaczanej
- 80 g cukru brązowego (ja dałam biały cukier)
- cukier waniliowy
- 200 g masła
- 3 żółtka
- 500 g śliwek węgierek
- cynamon
- tłuszcz i mąka do formy

Oba gatunki mąki zagnieść z cukrem, cukrem waniliowym, masłem i żółtkami. 1/3 ciasta odciąć i wstawić na 30 minut do zamrażalnika. Resztę ciasta wstawić na 30 minut do lodówki.
Śliwki umyć, przekroić na pół i usunąć pestki. Formę posmarować tłuszczem, oprószyć mąką.
Ciastem z lodówki wylepić formę. Rozłożyć śliwki do dołu skórką. Posypać je cukrem i cynamonem. Ciasto z zamrażalnika zetrzeć na tarce o dużych oczkach. Posypać śliwki.
Piec w temp. 180 stopni przez 45 minut. Ostudzić, oprószyć cukrem pudrem.

Ilość ciasta wystarcza na małą kwadratową formę. Ja piekłam w aluminiowej, jednorazowej foremce o wymiarach: 28 cm x 28 cm


Ten przepis na ciasto, wykorzystuje w ciastach z różnymi owocami, bo jest naprawdę pyszne i kruche :)

Smacznego,
M

B.B.B...

...czyli brązowo - beżowa bransoletka!

Ostatnio bardzo lubię to połączenie kolorów, dlatego postanowiłam sprawić sobie coś w tej kolorystyce. Trafiło na bransoletkę.
Efekt poniżej.




Pozdrawiam,
M

niedziela, 18 września 2011

Słoneczna

Jak obiecałam, tak czynię.
Oto moja "słoneczna" bransoletka z guzików, koralików Swarovskiego, koralików plastikowych, kamieni naturalnych i lawy.



W odcieniach brązu i beżu

A oto korale w mojej ulubionej kolorystyce. Korale powstały z kulek ceramicznych oraz koralików sznurkowych.





Folkowo - kolorowo

Co tu dużo mówić (a raczej pisać) folk jest modny, czy to w ubiorze, dodatkach a nawet w naszych wnętrzach. Ja osobiście bardzo lubię te kolorowe wycinanki, które ubarwiają naszą szarą rzeczywistość. Dlatego chciałbym Wam pokazać folkowe kolczyki, które stworzyłam.







piątek, 16 września 2011

Guziki

Jakiś czas temu w internecie wypatrzyłam mix różnokolorowych guzików. Oczywiście od razu zamówiłam kilka kompletów.
Już od dawna chodzi mi po głowie kilka fajnych pomysłów na biżuterię z użyciem tych okrągłych cudeniek. A oto moje zdobycze:





A niedługo pokaże Wam co z nich zrobiłam !

M.








BISTRO

Witam Wszystkich!

W tym wpisie chciałabym polecić Wam super gazetkę z przepisami kucharskimi. BISTRO (bo o tą gazetę chodzi), proponuje szybką, prostą kuchnię dla zabieganych i leniwych. Jednym słowem dla Nas :) Od pierwszego kupienia bardzo mi się spodobała. Przepisy na dania są ładnie opracowane a zdjęcia zachęcają do wypróbowania przepisów.
W BISTRO znajdują się różne pomysły zarówno na śniadania, lekkie obiady a na deserach skończywszy.

Jeżeli jeszcze nie miałyście okazji zapoznać się z tym wydawnictwem to naprawdę gorąco polecam. A cena też zachęca do kupienia!

Pozdrawiam,
M

niedziela, 11 września 2011

Deser bezowy

Deser bardzo prosty, polecam osobom lubiącym połączenie słodkich bez i kwaśnych owoców. Jeżeli wpadną niezapowiedziani goście a nie upiekłyście ciasta ten deser w sam raz się nadaje.
Szybki w przygotowaniu, a jakie robi wrażenie!



Składniki:

- małe opakowanie bez
- 250 g serka mascarpone
- 200 g śmietany 36 %
- owoce (użyłam świeżych malin)

Bezy kruszymy na drobne kawałeczki, wsypujemy do salaterki. Śmietanę ubijamy z łyżką cukru pudru. Do ubitej śmietany dodajemy delikatnie serek mascarpone. Mieszamy. Pokruszone bezy przekładamy masą śmietanową - kremową. Układamy owoce. Jeżeli zostanie nam składników, układamy drugą warstwę.


Pozdrawiam,

M :)



Urodzinowa Panna Cotta....... w paski

Na zrobienie tego deseru natchnęły mnie dwa zdarzenia... po pierwsze nadchodziły urodziny mojego męża, a Panna Cotta jest jednym z jego ulubionych deserów. Po drugie, będąc w jednym z centrów handlowych dostałam przeurocze malutkie żelki w kształcie serduszek...., rozdawały je hostessy w ramach akcji promocyjnej jednego ze sklepów.


Wpadłam na pomysł, żeby przyozdobić nimi deser urodzinowy. Małe czerwone serca fajnie będą się komponowały z białą Panna Cottą i czerwonym musem truskawkowym.


Przepisów na ten deser można znaźć całe mnóstwo, ale mi najbardziej przypadł do gustu ten z bloga "Moje Wypieki". Po pierwsze to jeden z naszych (mój i Marty) ulubionych kulinarnych blogów, po drugie jego przyrządzenie wydało mi się najprostsze ze wszystkich jakie znalazłam w sieci, po trzecie jak dotąd wszystkie wypróbowane przepisy z "Moich Wypieków" udawały mi się w 100% (są naprawdę świetnie opracowane).



Składniki potrzebne do wykonania to 200ml śmietany kremówki, 50ml mleka, 250g serka śmietankowego, 3 łyżeczki żelatyny, 1 laska wanilii, 80g cukru, oraz dowolne owoce do podania (www.mojewypieki.blox.pl)



W rondelku należy zagotować kremówkę, mleko, cukier i ziarenka wanilii. Żelatynę rozpuścić w 1/4 gorocej wody. Następnie wszystko zmiksować z serkiem śmietankowym. Masę przekładać do foremek, miseczek lub innego naczynia, w którym chcemy serwować nasz deser i wstawić na kilka godzin do lodówki.

Panna Cotta zazwyczaj jest serwowana z owocami pod różną postacią. Mogą to być owoce w całości, sosy lub musy owocowe. Ja zdecydowałam się na mus truskawkowy.



Jednak podczas przygotowań do całego wydarzenia, jakim są urodziny męża. W ferworze zakupów, obmyślania prezentu i wogóle organizacji całego tego dnia, wpadłam na pomysł, aby deser podać troszkę inaczej. Postanowiłam, że podam go w szklaneczkach i poprzekładam część białą truskawkowym musem, a na samej górze przyozdobie żelkowymi serduszkami.
Trochę pracy mnie to kosztowało, ale efekt naprawdę mnie zadowolił. Deser wyszedł super. Wyglądał bardzo ładnie, smakował doskonale i był taki wdzięczny do fotografowania.....



Mus truskawkowy, zrobiłam z połowy paczki mrożonych truskawek i truskawkowej galaretki. Galaretkę rozpuściłam w 1/2 szklanki goracej wody. Następnie wlałam do truskawek, i wszystko zmiksowałam na gładki mus.

Potem juz pozostała mi tylko zabawa z warstwami. Nalewałam do szklanek po równo białej warstwy i wstawiałam na 10 minut do lodówki. W tym czasie należy co jakiś czas zamieszać mus, bo dosyć szybko tężeje. Następnie nakładałam truskawkową warstwę, wyrównywałam i znowu do lodówki na 10 minut. Jak widzicie powtórzyłam ten zabieg jeszcze kilka razy, aż szklaneczka cała napełniła się panna cottą z musem truskawkowym.

Warstwy nie wyszły idealnie równe, ale to naprawdę nie przeszkadza. Pasiasty look został osiągnięty i to dla mnie jest najważniejsze.
Serduszka wyglądały cudownie. Nie mogłam się zdecydować jak je poukładać, każda kolejna wersja była słodsza od poprzedniej. Na początku miały być tylko dwie żelki, potem coś w rodzaju czterolistnej koniczynki......
A w końcu zostało tak......
Deser smakował, znikał w mgnieniu oka....... mąż był pod wrażeniem......., prezent urodzinowy się podobał (oprócz deseru otrzymał jeszcze najnowszą płytę RHCP) uuuuuffffff urodziny się udały.

Pozdrawiam,
A.

wtorek, 6 września 2011

mebel zwany konsolą....

Konsola z francuskiego "console" to charakterystyczny dla epoki baroku i rokoka mały, przyścienny stolik. Zazwyczaj umieszczany pod lustrem lub między oknami. Na stoliku takim stawiano zazwyczaj zegar, wazon, porcelanowe figurki lub rzeźby.

Konsole charakteryzowały się płytkimi, półkolistymi, drewnianymi lub marmurowymi blatami, wsparte były na jednej lub dwóch bogato rzeźbionych nogach, często złoconych. Współczesne konsolki spełniają bardzo podobną rolę.

Powyższy opis pochodzi z wikipedii i pokrótce charakteryzuje mebel zwany konsolą. Taką właśnie konsolę zapragnęłam mieć u siebie w domu. Przeglądając wnętrzarską prasę, czy też różne blogi o tej tematyce, zachorowałam na starą, nadgryzioną zębem czasu konsolę, na której postawiłabym sobie różne szpargały. Niestety wszystkie, które mi się podobały nie były w zasięgu mojego budżetu, natomiast te które mój budżet mógłby udźwignąć, z kolei nie zbyt bardzo mi się podobały.

Jednak jakiś czas temu na działce (u moich teściów) wypatrzyłam stół. Bardzo fajny, stary, lekko zniszczony, ale nadal piękny, solidny, drewniany stół. Ponieważ połowa tego stołu była spróchniała i za bardzo nie nadawała się do użytku, pomyślałam, że jakby go przeciąć na pół, oheblować to wyszła by niczego sobie konsola.

Podaruję Wam wszystkie szczegóły, napiszę tylko, że przerobieniem tego stołu na konsolę zajął się mój utalentowany tatuś (taka nasza rodzinna złota rączka, pozdrawiam go serdecznie) i moim zdaniem spisał się na medal!!! (niestety nie posiadam zdjęć przed przeróbką, po prostu zapomniałam pstryknąć choćby jedną fotkę)

Mój mały, przyścienny stolik wygląda tak:

Ustawiłam na nim swoją ukochaną lawendę, kilka świec i lampkę, a we wnęce po szufladzie znalazło się miejsce na katalogi IKEA.

Konsola składa się w zasadzie z samych oryginalnych części stołu, czyli z połowy blatu i czterech nóg, dorobiona została tylko wnęka gdzie znajdowała się szuflada, ponieważ oryginalnej szuflady nie mogliśmy znaleźć.

Oprócz tego, że mam swoją konsolę, najbardziej cieszy mnie fakt, że jest to mebel, który powstał w mojej wyobraźni i dokładnie tak jak go sobie wyobraziłam, tak mój tata go przerobił. To mebel z historią, z duszą, a ja uwielbiam takie meble :)

Pozdrawiam A.